niedziela, 14 lutego 2016

Jak rozmnażają się kosmici

W 1929 roku Bronisław Malinowski, antropolog, po długich i wnikliwych badaniach opublikował słynne "Życie seksualne dzikich". A ja po prawie 100 latach od tego wydarzenia, zupełnie przypadkiem, dowiedziałam się jak rozmnażają się kosmici. Temat zaczęłam zgłębiać, niezbyt świadomie już w młodości, kiedy to z upodobaniem opowiadałam każdemu, kto tylko chciał słuchać, dowcip o pojawieniu się zielonego ludzika w kolejce po mięso. "Gimby nie znajo" ani kolejek po mięso, ani dowcipu. A leciał on tak:
Na końcu kolejki pojawił się mały ludzik. Stanął za ładną dziewczyną i postukał ją końcem palca w ramię, mówiąc:
- Hej, jestem UFO i przyleciałem z kosmosu.
- I co z tego! - ofuknęła go dziewczyna.
Ludzik znowu postukał ją palcem w ramię i powtarza:
- Hej, jestem UFO i przyleciałem z kosmosu.
- I co z tego!!! - powiedziała jeszcze bardziej oburzona.
A ludzik znów:
- Hej jestem UFO. Przyleciałem z kosmosu.
Na co dziewczyna:
- Z kosmosu? A jak wy się tam rozmnażacie?
Ludzik znów postukał ją palcem w ramię i odpowiedział:
- No, właśnie tak!

Od tego czasu zupełnie zarzuciłam zainteresowanie życiem intymnym obcych aż do dzisiaj. Jak do tego doszło?

Kiedy szyłam moje panele i serwetę - nr 2 na liście „UFO Challenge 2016” - postawiłam, jak zwykle, obok siebie 2 pudła ze ścinkami. Pudła nie są wielkie, dlatego są dwa. Są dwa również,  dlatego żeby oddzielać kolory zimne od ciepłych. Kiedy szyję, dorzucam do nich powstające ścinki. Przecież nie można wyrzucić cennej ślicznej tkaninki. To nic, że jest jej zaledwie 5 x 5 cm. Żal i już! Przecież to się przyda. Też tak macie? Powiedzcie, że macie. Proszę.
Ale czasem, na szczęście,  niektóre wyjmuję z pudeł i naszywam na zawsze leżące koło maszyny kawałki papieru lub "niechodliwych" tkanin. Aby nie przepełnić pudeł, staram się, mniej więcej w równych ilościach, wyjmować i wkładać do nich ścinki. Kiedy robię długi i nudny szew przez cały panel, chętnie dla równowagi robię też kilka krótszych na ścinkach. Prasować też wolę kilka niż jeden szew. W przeciwnym razie szycie przypomina wojskową musztrę. Takie quiltowe padnij- powstań. Tak też było i tym razem.

W trakcie szycia, mój ciężko wypracowany projekt (nawet nie wiecie jak ciężko, bo nieco z tych zmagań ostatnio ukryłam przed Wami) znowu uległ zmianie i zyskał dodatkowe dwie poduszki. Obszywałam więc te wszystkie "kwadratowe wariaty" kilometrami to żółtych, to brązowych pasów. W każdym razie miałam wrażenie, że to są kilometry. Pracowałam jak zaprogramowany robot: przyszyj, rozprasuj, przytnij, przyszyj, rozprasuj, przytnij i tak do znudzenia. Co jakiś czas sięgałam do pudeł, to wrzucając ścinki, to wyjmując. Wkładałam żółte i brązowe, a wyjmowałam niebieskie i czerwone. Wszystko oczywiście po to, aby pudła się nie przepełniły. Mój UFO rósł sobie powolutku, ale konsekwentnie. Ścineczki z kolei dyskretnie zamieniały się w kolorowe konglomeraty łatek, które odkładałam na bok, nie poświęcając im póki co większej uwagi. W tym czasie kilka razy zabrakło mi nici w bębenku, raz na szpulce i dwa razy dolewałam wody do stacji parowej. Aż wreszcie miałam wszystkie kolorowe topy gotowe. Udało się! Dzięki kolejnym godzinom przy maszynie topy zamieniły się w gotowe patchworki. 
 Efekt widać.


Po skończeniu kompletu crazy sięgnęłam po odkładane na bok niebiesko-czerwone łaciaki. Przycięłam do wymiaru 30 x 30 cm każdy. I naliczyłam ich.... dziewięć. Jeszcze dwa leżały niedokończone obok maszyny. Rozłożyłam je na macie i przyglądałam się im z niedowierzaniem. 


Ilość zużytych nici i kilometry szwów nabrały nagle sensu. Jak ja mogłam nie zauważyć, że aż tyle ich uszyłam? Jak to się stało?
Poczułam nagle stukanie w ramię. "No, właśnie tak!"-  przemknęło mi przez głowę, gdy zdejmowałam słuchawki. Wtedy usłyszałam głos córki:
- Mamo, masz ochotę na połowę pomelo?
Miałam.

W meczu UFO - JA póki co wynik 1:1.

Na luty wylosowano nr 5.

Oto moje kolejne UFO świeżo po wyjęciu z lamusa.